Guy Ritchie zapragnął nakręcić własnego bonda, i to sięgając do praźródeł, czyli wojennej działalności Iana Fleminga. Przyszłego pisarza widzimy tu jako jednego z organizatorów autentycznej jakoby supertajnej operacji brytyjskich agentów w 1942 r. na wyspie Fernando Po u wybrzeży Gwinei Równikowej, wówczas hiszpańskiej kolonii, formalnie neutralnej, ale mającej kluczowe znaczenie dla hitlerowskich U-Bootów operujących na Atlantyku. Nietrudno odnaleźć nawiązania i do "Parszywej dwunastki", i do "Dział Navarony", i do "The Cockleshell Heroes", i do "Bękartów wojny", a nawet "Casablanki". ale najbardziej chyba film kojarzy się z komputerową strzelanką "Wolfenstein 3D", jako że zasadniczym elementem akcji jest zabijanie umownych "nazistów" trojga nacji (trzecia to włoscy marynarze z okrętu zaopatrzeniowego). Jeśli zaakceptować tę specyficzną konwencję postmodernistycznego komiksu, najbliższą bondom z Rogerem Moore’em, ogląda się to całkiem przyjemnie, choć z pewnością Ritchie ma w swoim dorobku znacznie ciekawsze, dowcipniejsze i oryginalniejsze dokonania.